Dla tych, którzy słuchają audycji w Trójce nowością nie jest moja miłość do muzyki artystów z Islandii. Wiele utworów potrafi przekazać w sobie klimat miejsca, w którym powstały ale chyba żadnych nie da się porównać do tych tworzonych w krainie lodu i ognia. I przyznam, że przy mojej pierwszej wizycie było to dla mnie prawdziwym odkryciem. Jak bardzo w nutach zaklęty był krajobraz Islandii. Dogłębnie i do końca zrozumiałam kompozycje Jóhanna Jóhannssona, Björk, Sigur Rós czy Múm dopiero kiedy wybrałam się na samotną wyprawę przez Islandię z własną playlistą oczywiście. Bez telefonu w ręku i pasażerów, przyjaciół, i innych głosów dookoła, ta samotnia, otaczająca pustka, która na co dzień większość z nas przeraża tu, w tym magicznym miejscu, stała się wymuszonym błogosławieństwem. I chociaż nie jest mi obca, bo i przygotowywanie audycji i praca nad zdjęciami wymaga spokoju i samotności to w zderzeniu ze światem za oknem samochodu zaparła mi dech. Pamiętam, że kiedy weszła pod skórę musiałam się zatrzymać na poboczu. Jak niewidzialny katalizator w połączeniu z muzyką wyciszyła, uspokoiła, z balansowała. Poczułam się jakbym nagle odkryła odpowiedź na „wielkie pytanie o życie, wszechświat i całą resztę“. (42!) Wszystko rezonowało na jednej częstotliwości. Takie odnalezienia środka, chociaż niewielu z nas zdaje sobie z tego sprawę, działa lepiej niż tydzień na zaludnionej plaży. Trudno opisać mi to przeżycie słowami ale mogę się nim podzielić. Jeśli chcielibyście nie tylko zobaczyć ale również usłyszeć Islandię, zapraszam na wyjątkowe wycieczki, muzyczno/fotograficzno/krajobrazowe.
Jeżeli interesuje Cię wyjazd do innych krajów na Północy, sprawdź tę stronę.